UltraKotlina – Bieg z historią w tle
Od nic nie znaczącej rozmowy, przez radj pieszy, aż po ultramaraton. O tym jak historia sprzed 20 lat ukształtowała jeden z najbardziej kultowych biegów w Polsce i o tym jak ten bieg mi się przyjął.
Od nic nie znaczącej rozmowy, przez radj pieszy, aż po ultramaraton. O tym jak historia sprzed 20 lat ukształtowała jeden z najbardziej kultowych biegów w Polsce i o tym jak ten bieg mi się przyjął.
Trzy dni i trzy noce z życia ultrasa. Długo, daleko, ciężko, mokro, zimno, na zmęczeniu, na głodnego, ale za to w doborowym towarzystwie!
Piekło – rzekome pozagrobowe miejsce przebywania potępionych dusz zmarłych. W rzeczywistości miejsce do którego może trafić śmiertelnik, upodlić się do reszty i potem stamtąd wyjść. Zwiedziłem jego najgorsze zakamarki, traumę mam do dziś, ale wydostałem się o własnych siłach.
Ultramaraton przez duże „U”. Koniec pewnego rozdziału mojej kariery ultra. Tu jest wszystko, dosłownie. Bez cenzury, ale za to z pikantnymi szczegółami. Zapraszam.
Miało być spokojne 100 km po Beskidzie Wyspowym bez sponiewierania, a skończyło się na ultra horrorze z happy endem.
Sto mil. Stop siedemdziesiąt kilometrów. Prawdziwy ultra-łomot. Jak zwykle pot i łzy, ból i cierpienie. Ponad doba na szlaku, walka do samego końca i jazda na rezerwie. Działo się!
150 km! Sto pięćdziesiąt! Tyle kilometrów przegiegłem przez Beskid Niski. Było błoto, pot, łzy i mięso. Dużo mięsa. Bardzo dużo. Szczegóły w środku