Insta-influencerem już jestem, teraz przyszedł czas na spełnienie literackie. Traktuję tego bloga jako formę pamiętnika z zaliczonych biegów. Moje wpisy są długie i nie zdziwi mnie bardzo jeśli w całości przeczytają je tylko moja żona, mama i tata. Przynajmniej na tyle mam nadzieję. Niemniej fajnie się wyżyć literacko. Kto wie, być może kiedyś przeczytają to moje dzieci.
Z czasem pojawią się tu jakieś inne rzeczy związane z bieganiem. Muszę tylko znaleźć na to trochę czasu.
A skąd się to wszystko wzięło?
Początek
Właściwie to moja przygoda z bieganiem zaczęła się niedawno. Gdy byłem młody zawsze gdzieś tam biegałem, ale nie przypominam sobie, żeby to było z własnej woli. W szkole sprowadzało się to do biegów na wu-ef-ie, w których regularnie zajmowałem ostatnie miejsce. Zwłaszcza na tych kosmicznych wtedy dla mnie dystansach: 1km. Pamiętam jak dziś, że ciary przechodziły mnie na myśl, że będę musiał pokonać 1000m na piechotę. Prawie niewykonalne! W liceum zdecydowanie poprawiłem się wydolnościowo i na 1km byłem zazwyczaj przedostatni. W kolejnych latach moje biegi związane były głównie z pogonią za autobusem lub tramwajem. Nadal pod przymusem. Aż tu nagle…
Lato 2007
Dopiero na studiach, kiedy przestają mi pasować godziny na basenie, postanawiam spróbować czegoś innego. Wybór pada na bieganie ze względu na praktyczność. Nie trzeba nigdzie dojeżdżać. Poczynam pierwszą inwestycję i kupuję w CCC buty za 19,99, co rozpoczyna moją karierę ultrasa. Podoba mi się! Początki chyba jak u każdego: bez ładu i składu. 7-miesięczna przerwa na zimę, zła pogoda dobrą wymówką, żeby jednak wybrać piwo itd… Ciągle jednak wracam do biegania po dłuższych lub krótszych przerwach. Sam nie wiem dlaczego, ale nadal mi się podoba.
Kwiecień 2015
Polanica Zdrój. Urlop. Ja, zapalony biegacz amator, osiągający tygodniowy przebieg 30km i to tylko przy sprzyjających wiatrach, ale za to z ambitnymi planami na <3h w maratonie. Żona w ciąży, 7. miesiąc, więc musi się oszczędzać. Długo śpi, więc ja pójdę pobiegać, przygotować się do maratonu. Tylko gdzie tu biegać, jak tu w zasadzie same pagórki? Ciężko o przyzwoity prosty kawałek asfaltu. No dobra, spróbuję po tych pagórkach potrenować, siła biegowa pewnie też się przyda, choć to raczej trochę nuda… Próbuję i szybko zmieniam zdanie. To nie nuda. To jest naprawdę świetna zabawa.
Przy okazji będąc w Pasterce na szarlotce, rzuca mi się w oczy ulotka jakiegoś biegu górskiego. DFBG, 7 dystansów, najdłuższy 240km. Co? Ee.. pewnie błąd w druku, przecinka zapomnieli postawić… Dobre… W tym momencie zawody biegowe po górach jeszcze nie siedzą mi w głowie. Na razie po prostu cieszę się samym tuptaniem nie po asfalcie. Powoli zaczynam rozumieć w którą stronę zmierza to całe moje bieganie
Lipiec 2016
Lądek Zdrój. Bosz! Bieganie po górach jest takie zaj****te! Po co ktoś ten asfalt wymyślił?!? Od zeszłego roku przy każdej okazji szukałem jakiegoś wzniesienia. Nietrudno się domyślić, że mieszkając w Warszawie zbyt dużego wyboru nie mam, ale co tam. Jak się nie ma co się lubi, i tak dalej. Jestem już takim harpaganem, że czas sprawdzić się w warunkach bojowych. Tylko gdzie? Zaraz zaraz, jak się nazywał ten bieg, co to ulotka leżała w Pasterce? DFBG! O tak! Jedziemy! Nie ma co się patyczkować, walę od razu z grubej rury, żadne tam 10km, na półmaraton się porwę! Dziwne tylko, że tego błędu w druku nie zauważyli do tej pory i ciągle uparcie piszą 240km…
Lipiec 2017
Gdzieś na trasie do Lądka Zdrój. Wkręciłem się w to bieganie górskie. Już rozumiem, że byłem takim przysłowiowym „januszem” biegów górskich, a te 240km to jednak nie błąd w druku. Jacyś kolesie na prawdę biegają takie dystanse po górach! I ja to też kiedyś pobiegnę. Jeszcze nie teraz. Jeszcze forma nie ta, ale plan jest. Na razie Złoty Maraton. Jedziemy, pada deszcz, a w zasadzie to leje. Ja rozmyślam o strategii biegu, chwila nieuwagi i lądujemy w rowie. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale auto dalej nie pojedzie, a ja zaliczam swój pierwszy DNS. Rozrachunki z DFBG pozostają otwarte.
Co dalej?
Ano biegam dalej systematycznie zwiększając dystans z roku na rok:
2018 Czerwiec | Supermaraton Gór Stołowych | 54 km | 2 500 m |
2018 Grudzień | Winter Trail Małopolska | 64 km | 3 900 m |
2019 Kwiecień | Sztafeta Górska Solo | 73 km | 3 000 m |
2019 Październik | Ultramaraton Bieszczadzki | 90 km | 4 000 m |
2020 Luty | Gorce Ultra Trail Winter | 42 km | 2 000 m |
2020 Sierpień | UltraJanosik Legenda | 110 km | 4 900 m |
2021 Czerwiec | Niepokorny Mnich | 97 km | 4 200 m |
2021 Sierpień | Chudy Wawrzyniec | 80 km | 3 800 m |
2021 Październik | Łemkowyna Ultra Trail | 150 km | 5 900 m |
2022 Maj | Ultra Trail Małopolska | 170 km | 8 900 m |
W 2023 zrealizowałem w końcu swoje ultra-marzenie i ukończyłem koronny dystans na DFBG: 240km.
2023 Kwiecień | Ultra Miles of Beskid Wyspowy | 98 km | 4 200 m |
2023 Lipiec | Bieg 7 Szczytów | 240 km | 7 700 m |
2023 Listopad | Piekło Czantorii | 71 km | 5 780 m |
Na szczęście, jeśli chodzi o marzenia, potrafię tutaj nieźle popłynąć, więc realizuję kolejne na swojej ultra ścieżce:
2024 Luty | Zimowy Ultramaraton Karkonoski | 48 km | 2 150 m |
2024 Kwiecień | Bieg Kreta | 380 km | 11 800 m |
2024 Październik | UltraKotlina | 180 km | 6 920 m |
A co dalej? Plan w głowie jest. I to taki mocno ambitny. Z resztą plan B, plan C i tak dalej aż chyba do J też jest. Nie jestem pewien czy to co obecnie siedzi w głowie to dobry pomysł. Czy jestem w stanie go wykonać. Ba! Nawet nie jestem pewien czy do takiego wyzwania jestem w stanie przygotować się zarówno psychicznie jak i fizycznie. Druga sprawa, że takie wyzwanie to też spore obciążenie dla portfela. Ale jak to powiedział kiedyś pewien koleś, który wbiegł na Mount Everest: „niemożliwe nie istnieje”. Warto mieć marzenia, więc ja to tylko tak tu zostawię, co by było do czego dążyć…
2025 Czerwiec | BUT Challange | 400 km | 22 100 m |
2026 Lipiec | Crossing Switzerland | 390 km | 24 000 m |
2027 Kwiecień | Barkley Marathons | 170 km | 18 200 m |
2028 Wrzesień | Tor des Geants | 330 km | 24 000 m |
2029 Wrzesień | Tor des Glaciers | 450 km | 32 000 m |
2030 Wrzesień | Petite Trotte à Léon | 300 km | 26 000 m |
A co jeszcze dalej? Kurde można tak bez końca… Plan w głowie jest… Ale o tym dopiero za jakiś czas…
A na PTL mam już partnera! Tylko formy odpowiedniej brak;-)